Piesza Praska Pielgrzymka Rodzin – Konferencja – dzień VI

32 Piesza Praska Pielgrzymka Rodzin - logoDzień VI – Realizować osobiste powołanie (J 3,30)

Intencja dnia – odkrywać i pogłębiać przyjaźń z Jezusem na drodze swojego powołania.

Słowo dnia /szczególnie na strefę ciszy/
„Przyszli więc do Jana i powiedzieli do niego: Nauczycielu, oto Ten, który był z tobą po drugiej stronie Jordanu i o którym ty wydałeś świadectwo, teraz udziela chrztu i wszyscy idą do Niego. Na to Jan odrzekł: Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba. Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany. Ten, kto ma oblubienicę, jest oblubieńcem; a przyjaciel oblubieńca, który stoi i słucha go, doznaje najwyższej radości na głos oblubieńca. Ta zaś moja radość doszła do szczytu. Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. Kto przychodzi z wysoka, panuje nad wszystkimi, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia. Kto z nieba pochodzi, Ten jest ponad wszystkim”. (J 3,26-31)

Konferencja
Bóg stwarzając człowieka wiedział co z nim uczynić, by był w pełni szczęśliwy. Tak nauczał św. Augustyn, który jak pewnie pamiętamy sam przez długie lata szukał szczęścia, broniąc się przed usłyszeniem głosu Boga. W końcu, gdy ten głos usłyszał i pozwolił by przeniknął jego rozum i serce, wypowiedział to słynne zdanie: „Stworzyłeś nas (…) jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie” (Wyznania I, 1). Tymi słowami, z którymi identyfikują się całe pokolenia, św. Augustyn zwraca się do Boga w Wyznaniach, i w tych słowach zawiera się prawda całego jego życia i powołania.

Dla każdego człowieka jest na ziemi jakieś miejsce, by mógł w pełni zrealizować się i być w pełni szczęśliwym. Bóg daje też człowiekowi pewne znaki, które może odczytać jako przejaw Jego Miłości i prowadzenia. Prowadzenie to nie jest jednak jakimś ślepym przeznaczeniem, ale wezwaniem by rozumnie rozeznawać zawarte w znakach zaproszenie, zadanie. Św. Jan Bosko zauważył kiedyś: „Wydaje mi się poważnym błędem mówienie, że powołanie trudno jest poznać. Pan stawia nas w takich okolicznościach, że nie mamy innego wyboru jak tylko iść naprzód, jeżeli tylko się na to zgodzimy”. A więc odczytanie znaków Bożych i zgoda na Jego wolę sprawiają, że człowiek znajdzie siły do ich realizacji. Bardzo wyraźnie prawda ta doszła do głosu w życiu błogosławionego Karola De Foucauld. Żył w latach 1858-1916. Pomimo, że pochodził z rodziny katolickiej i był wychowankiem katolickiej szkoły – stracił wiarę. W 1864 roku został sierotą i był wychowywany przez dziadków Morlet. W roku 1876 zapisał się do szkoły oficerskiej Saint-Cyr. W 1878 roku umarł jego dziadek i opiekun, pułkownik Morlet. W roku 1878 Karol uzyskał pełnoletność i otrzymał majątek. W 1881 wziął udział w kampanii wojskowej w Algierii, a po działaniach na froncie został odznaczony medalem za bohaterską postawę. W styczniu 1882 roku zrezygnował z armii i w przebraniu udał się do Maroka. Przemierzał je w latach 1883-1884, napisał książkę „Rozpoznanie Maroka”, za którą w roku 1885 dostał Złoty Medal od Francuskiego Towarzystwa Geograficznego.

W roku 1886 Karol de Foucauld przebywał w Paryżu, gdzie nastąpiło jego nawrócenie. Jego kierownikiem duchowym i spowiednikiem stał się ks. Huvelin. W latach 1888-1890 Karol odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej, przez miesiąc przebywał w zakonie trapistów, uczestniczył także w rekolekcjach w zakonie benedyktynów w opactwie św. Piotra w Solesmes. Następnie w roku 1890 roku wstąpił do zakonu trapistów w klasztorze Matki Bożej Śnieżnej w Masywie Centralnym, gdzie rozpoczął nowicjat (1890-1892) i przyjął imię zakonne Maria-Alberyk W 1892 roku złożył śluby zakonne i przyjął tonsurę. W lutym 1893 roku rozpoczął studia teologiczne, które kontynuował na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie (w roku 1896). W lipcu 1893 roku pojawiły się pierwszy idee założenia wspólnoty nazaretańskiej, których szkice Karol konsultował z kierownikiem duchowym. W 1896 roku uzyskał zezwolenie ks. Huvelina na opuszczenie zakonu trapistów, przełożeni uznali powołanie Karola w 1897 roku. 14 lutego 1897 roku został zwolniony ze ślubów prostych i złożył dwa śluby prywatne: czystości oraz nie posiadania niczego poza narzędziami potrzebnymi do pracy fizycznej. 24 lutego 1897 roku przybył po raz drugi do Ziemi Świętej, gdzie podjął służbę służącego przy klasztorze Klarysek w Nazarecie. Dwa lata później podjął decyzję pozostania na zawsze w tym miejscu. Od 19 do 21 maja 1899 roku w czasie rekolekcji Karol skończył nową regułę Pustelników Najświętszego Serca i Regułę Konstytucji Małych Braci Jezusa. Rok później, za namową ks. Huvelin i sióstr klarysek, odbył serię rekolekcji przygotowujących do przyjęcia święceń kapłańskich, które otrzymał 9 czerwca 1901 roku we Francji. Już jako ksiądz, 28 października 1901 przybył do Beni-Abbes w Algierii, gdzie 30 października, w 15 rocznicę nawrócenia, odprawił swoją pierwszą Mszę Świętą. Przebywał tam do 1904 roku zajmując się pracą charytatywną, opatrywaniem rannych, walką z niewolnictwem i redagowaniem Reguły Małych Sióstr Jezusa. W 1904 roku udał się do Tamanrasset, gdzie żył wśród Tuaregów. 31 stycznia 1908 roku dowiedział się o pozwoleniu Stolicy Apostolskiej na samotne odprawianie Mszy św., nie miał bowiem żadnego ministranta. Na początku 1909 roku oraz w 1911 roku odbył podróże do Francji, podczas których spotkał się z rodziną, w trakcie pierwszej podróży także z ks. Huvelin (kierownik duchowy zmarł w 1910 roku). Karol w latach 1910-1911 wybudował pustelnię Asekrem, położoną na wysokości 2700 m n.p.m., w górach Hoggaru. Żyjąc w krainie Tuaregów zajmował się pracą fizyczną i pracami lingwistycznymi nad językiem tuareskim, które w 1915 roku zaowocowały powstaniem słownika francusko-tuareskiego oraz przetłumaczeniem Ewangelii na język tuareski i kopią poezji tuareskiej. W 1915 roku na południu trypolitańskim wybuchły zamieszki, które doprowadziły do ataków Senussów na region zamieszkiwany przez Tuaregów. Karol zbudował wówczas fort dla miejscowej ludności.1 grudnia 1916 roku został zastrzelony przez Senussów. Proces beatyfikacyjny Karola de Foucauld na szczeblu diecezjalnym został zamknięty 4 marca 2003 roku w Mediolanie, a beatyfikacja odbyła się 13 listopada 2005 w Rzymie.

Jak widać, życie Karola, zanim znalazł swoje miejsce, było dość burzliwe. Gdy jednak odkrył adresowane do siebie Boże zaproszenie, napisał: „Powołanie nie wybiera się samemu. Otrzymuje się je i trzeba się wysilić, żeby je poznać. Trzeba nadstawić ucha na Boży głos, trzeba wytężyć duchowy wzrok, aby wypatrzyć znaki Jego woli. I gdy pewnego razu pozna się Jego wolę, trzeba ją wcielić w życie, czynić ją zawsze za wszelką cenę” (bł. Karol de Foucauld, Youcat 342).

Powołanie to dar bezinteresownej miłości Boga, który się otrzymuje i trzeba podjąć wysiłek, by we współpracy z łaskami Ducha Świętego stało się rzeczywistością, tak jak to było w przypadku Maryi i każdego świętego i świętej. Powołanie to dar połączony z doskonałym planem Boga, wypełniony po brzegi Jego dobrodziejstwami. Kiedy rodzic prosi dziecko, aby poszło kupić chleb, wręcza mu torbę, ale także pieniądze, by miało za co kupić ów chleb. Bóg jest Miłością i jego Miłość jest mądra. Bóg wszystko ma przemyślane. Św. Maksymilian, widząc swoje życie naznaczone wieloma trudnymi doświadczeniami, problemami zdrowotnymi (gruźlica) nie zawahał się przed wyznaniem: „Każdy człowiek rodzi się ze zdolnościami dostosowanymi do zleconego sobie zadania i przez cały ciąg życia otoczenie i okoliczności – wszystko – tak się składają, aby mu dopięcie tego celu możliwe i łatwe uczynić” (Św. Maksymilian Kolbe). To piękne i wymowne świadectwo św. Maksymiliana budzi w sercu człowieka głęboką nadzieję. Skoro wszystko zostało dla nas przygotowane tak, aby to co jest w zamyśle Bożym było możliwe – pozostaje nam tylko jedna odpowiedź: Oto jestem, Panie, by pełnić Twoją wolę.

Podejmować swoje powołanie, w kontekście tematu naszej pielgrzymki, to przestać wmawiać sobie, że droga, którą odczytuję jako własną jest niemożliwa do zrealizowania; to wierzyć w sprawczą moc Obecności Boga w naszym życiu. To co niemożliwe, jeśli wynika z woli Bożej, staje się możliwe. To wprowadzanie w życie zasady wiary w Miłosierdzie Boże – Jezu ufam Tobie, bądź rady kardynała Kakowskiego: „działając ufać”.

Odwróćmy się od pychy i egoizmu, które blokują realizowanie Bożych zamysłów w naszym życiu. Nie chciejmy uczestniczyć w fałszu płynącym z pychy żywota, która jest fałszywą wielkością, z której bardzo szybko nic nie zostanie. Idźmy drogą pokory – postawy zaufania Bogu w wypełnianiu Jego woli.

Tu gdzie jesteśmy, teraz, dzisiaj starajmy się żyć jak najlepiej. Jeśli nie wiesz, co masz czynić, zapytaj Chrystusa Ukrzyżowanego. Jego Miłość wskaże ci drogę. Choć może rzeczywiście ogarnąć nas przerażenie: Panie, kimże jestem, jak żyję, jak innym człowiekiem powinienem być? – to jednak całym sercem próbujmy wołać: Jezu ufam Tobie. Stare polskie powiedzenie mówi: „bez Boga ani do proga, a z Bogiem to i za morze” (powtarzała mi je często pewna zmarła już, starsza pani).

Realizowanie swojego powołania to żywe świadectwo, że jestem chrześcijaninem, które dziś nie jest niestety w modzie. To wielkie wyzwanie, o którym błogosławiony ks. Wincenty Frelichowski pisał: „Jestem niebem. Jestem świątynią, Jestem Tabernakulum. Jak mam żyć mając Boga w sercu?”

Na jednym ze spotkań misyjnych pewna kobieta pracująca w jakimś zakładzie dawała świadectwo. Wszyscy wiedzieli, że jest katoliczką, praktykującą. Od kiedy jednak stało się to powszechnie wiadome, zauważyła jednocześnie, że współpracownicy bardzo zwracają uwagę na jej sposób życia, „patrzą jej na ręce”. Szukali i domagali się od niej potwierdzenia życiem w Kogo wierzy. Bóg powołuje także nas, byśmy idąc w pielgrzymce świadczyli o Bożej Miłości i dobroci, poprzez proste gesty, małe sprawy. Warto przemyśleć to, co mówiła św. Urszula Ledóchowska: że pobożność nie czyni nas mrukami, ale ludźmi wypełnionym pogodą ducha. „Czasem więcej dobra może zrobić jeden serdeczny uśmiech, dobre, życzliwe słowo, aniżeli bogaty dar pochmurnego dawcy”. „Nic może tak nie przemawia do obojętnych w wierze, do niewierzących, jak widok osoby zawsze pogodnej, promieniejącej szczęściem wewnętrznym, uśmiechniętej, choć wiadomo, że niejeden krzyż dźwiga, że niejedna troska ją przygniata”.

Błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko napisał: „Dzisiaj przyznanie się w pracy czy środowisku do Chrystusa wymaga więcej odwagi niż przepychanie między złoczyńcami”. Ile nieraz trzeba przejść by dać świadectwo prawdzie. Ale pamiętajmy, Bóg dając powołanie do czegoś daje i siłę pokonania trudności. O tym postaramy się powiedzieć w dniu jutrzejszym.

Polecamy