Dzień VII – Przeżywać próby wiary w świetle Ewangelii (Mt 10,17–42)
Intencja dnia – męstwo w mocy Ducha Świętego trzyma się serca, a nie zbroi
Słowo dnia /szczególnie na strefę ciszy/
„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10:30-33).
Konferencja
Kiedy nauczyciel np. języka angielskiego zaczyna współpracę z uczniem, najpierw próbuje ocenić, znajomością języka na jakim poziomie uczeń dysponuje. Po zdobyciu tej koniecznej informacji, kierując się mądrością rozwoju i efektywnością nauczania, stawia danemu podopiecznemu poprzeczkę jednocześnie nieco wyższą i nieco niższą od posiadanych umiejętności. Dlaczego tak – chodzi o to, by uczeń poczuł wyzwanie i nie rozleniwił się, a z drugiej strony otrzymał znany materiał do utrwalenia; jednocześnie nabędzie przekonania o swoich już zdobytych możliwościach i umiejętności swobodnego korzystania z danej partii materiału.
Można powiedzieć, że pobodnie postępuje z nami Bóg. Z jednej strony wystawia nas na próbę, by człowiek uczył się pokładania w Nim ufności, a zarazem, by mając świadomość zdobytej przyjaźni z Chrystusem, żył w poczuciu bezpieczeństwa płynącego z wiary. Można przywołać tu następującą historię Jezusa i uczniów. Pewnego dnia Chrystus widząc ludzi spragnionych słuchania Słowa Bożego zaczął ich nauczać. Ewangelista Marek nie napisał o czym mówił Chrystus, ale zauważył dlaczego Chrystus udzielił im pouczeń: „byli bowiem jak owce nie mające pasterza”. (Mk 6,34). W sercach tych ludzi było pragnienie spotkania z Chrystusem. W dalszym ciągu tej sceny ewangelicznej uczniowie zwracają się do Mistrza, by odprawił cały tłum, natomiast Chrystus odpowiada: „Wy dajcie im jeść! Rzekli Mu: Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść? (Mk 6,37). Chrystus wyraźnie zaprasza ich do konkretnej postawy. Być może nauka, którą wygłosił dotyczyła zaufania Bogu w chwilach niedostatku. Zaprasza więc swoich uczniów do ufności Bogu, bez względu na to, ile posiadają. Jednak nie zostawia ich samych. Akcja perykopy toczy się dalej z dynamiką dobrego filmu: „On ich spytał: Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie! Gdy się upewnili, rzekli: Pięć i dwie ryby. Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się, gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu. A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi; także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości. i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatków z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn” (Mk 6,38-44). Cud rozmnożenia chleba i ryb poprzedzony jest zaproszeniem – a teraz wprowadźcie w czyn moją naukę.
Apostołowie, święci Pańscy byli zawsze na różne sposoby doświadczani. Byli wystawiani na próbę i jeśli choć trochę zaufali Bogu, stawali się świadkami, jak Bóg za ich pośrednictwem dokonuje wielkich rzeczy. Świętej pamięci ks. prałat Zenon Majcher, gdy budował Kościół z którego wyszliśmy, pewnego dnia zaprosił pracowników, górali, by oznajmić, że niestety musi przerwać budowę ze względu na brak pieniędzy. Wieczorem jednak postanowił pójść na mury budującego się Kościoła by tam odmówić różaniec. Gdy tak się modlił, podszedł do niego jakiś pan, który zapytał o … księdza Proboszcza. Gdy ks. Zenon odpowiedział, że proboszczem jest właśnie ten, z którym rozmawia, ów nieznany człowiek przyznał się, że mieszka za granicą, przyjechał do Polski na krótki czas i chce złożyć ofiarę na budowę. Jak się okazało, była to kwota wystarczająca na pokrycie brakującej części pieniędzy.
Taki jest Bóg. Współdziała z tymi, którzy mu ufają w chwilach obfitości i chwilach niedostatku. „Nie sztuka służyć Bogu we wszystkich wygodach, ale wielka rzecz walczyć z różnorodnymi trudnościami, a nie ustawać” (bł. Honorat Koźmiński). Pamiętajmy, że Ewangelia jest zaproszeniem do praktykowania jej w życiu codziennym. Nie my jednak mamy wystawiać się na próby sami z siebie, by sprawdzać jacy jesteśmy. W tym wymiarze powinniśmy jedynie okazać się uczniami słuchającymi wiernie nauki Chrystusa, by ją, gdy chwila stosowna nastanie, wprowadzić w życie, ufając jej owocności i skuteczności.
Ks. Tadeusz Dajczer w „Rozważaniach o wierze” umieścił notkę o chrześcijanach z Kartaginy, którzy na wskutek prześladowań podzielili się na trzy grupy: fideles, martyres i lapsi. Fideles, to ci, którym udało się uciec przed prześladowaniami w Kartaginie w latach 249–251 i gdzieś się ukryć. Druga grupę stanowili lapsi czyli ci, którzy w trakcie prześladowań czy też tortur wyrzekli się wiary w Chrystusa. Trzecia grupa, martyres, to męczennicy, którzy pomimo tortur nie wyrzekli się wiary i udało się im przeżyć czas prześladowanie. Ci nosili często ślady tortur na ciele, co było dowodem wierności Chrystusowi. Można powiedzieć, że martyres pierwszą próbę wiary przeszli pomyślnie. Druga grupa, lapsi, – zwątpili, zaczęli tonąć i odeszli.
Kiedy ustały prześladowania Bóg pozwolił spotykać się tym trzem grupom na wspólnej modlitwie. Można powiedzieć, że „zaczęły się schody” drugiej próby – była to próba wiary związana z pokorą wobec Boga i drugiego człowieka.
Gdybyśmy zadali pytanie: jak wam się wydaje, kto był przyczyną rozbicia Kościoła w Kartaginie po prześladowaniach – odpowiedź będzie szokująca. Jak pokazała historia przyczyną rozbicia ówczesnego Kościoła byli … martyres. Tej próby nie przeszli. Patrząc na wydarzenia w świetle Ewangelii, zabrakło im umiejętności wprowadzenia w życie słów Chrystusa: „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10).
Próby uczą pokory wobec Boga, siebie i drugiego człowieka. Jak napisał św. Paweł: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). Co myślisz o sobie podczas upadku i podczas zwycięstw. Jaką relację budujesz, jaką postawę zachowujesz wobec drugiego człowieka, słabszego, upadłego. Psalmista woła: „kto jednak dostrzega swoje błędy? Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną” (Ps 19,13).
Błogosławiony Wincenty Frelichowski napisał w Dzienniczku: „Przecież Pan Bóg nas zna i chce nam pomóc. Ale najpierw musimy zobaczyć naszą słabość, doświadczyć jej, by krzyczeć o pomoc: Boże wyzwól mnie z tego stanu, w jakim dziś jestem. Chcę być inny. Chcę być prawdziwym harcerzem. Postępować tak w życiu, jak mi nakazuje myśl i sumienie. Daj mi Twą łaskę. Gdybyśmy cały czas czuli się silni, nie zauważylibyśmy jak bardzo tej Bożej pomocy potrzebujemy.
Pan Jezus zwracał uwagę, by uczyć się wierności do końca. „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13).
Kiedyś słyszałem świadectwo młodej nauczycielki, którą zatrudniono w szkole tylko na rok, gdyż miała zastępować inną, przebywającą na urlopie macierzyńskim. W maju, przed wakacjami dyrektor szkoły poprosił tę zastępującą nauczycielkę na rozmowę, podczas której poinformował, że nie może przedłużyć jej umowy, gdyż nie ma wolnych etatów. Jednak po tej rozmowie przyglądał się jej nadal uważnie. Przed samym końcem roku, w czerwcu, poprosił ją do siebie jeszcze raz i oznajmił, że zmienił zdanie i znalazł dla niej pracę. Przekonało go jej sumienne wykonywanie obowiązków, pomimo wiedzy o zakończeniu współpracy.
W czym chrześcijanie dzisiaj mogą przechodzić próby wiary. Nie trzeb szukać zbyt daleko:
- Przyznać się w swoim środowisku pracy, że chodzisz do Kościoła w niedzielę
- Że systematycznie przystępujesz do sakramentu pokuty
- Że w niedzielę nie robisz zakupów – planujesz niedzielne świętowanie
- Nie wynosisz się nad innych, którzy są słabsi w wierze….
Na koniec pragnę przytoczyć piękne świadectwo św. Felicyty, męczennicy z pierwszych wieków chrześcijaństwa:
„Podczas gdy przebywaliśmy jeszcze z naszymi strażnikami, ojciec bardzo pragnął odwieść mnie od wiary i, powodowany miłością do mnie, nie ustawał w próbach zawrócenia mnie z obranej drogi. Wtedy to powiedziałam: „Ojcze, czy widzisz na przykład stojące tam oto naczynie, dzbanuszek, czy coś innego?” „Widzę” — odrzekł ojciec. „A czy możesz je nazwać inaczej niż tym, czym jest ono rzeczywiście?” „Nie, nie mogę” — odpowiedział. „Tak samo i ja nie mogę nazwać siebie inaczej, jak tylko tym, kim jestem faktycznie, a więc — chrześcijanką”. Na dźwięk tego słowa ojciec mój zatrząsł się i rzucił się na mnie, jakby mi chciał oczy wydrzeć. Ale pobił mnie tylko dotkliwie i odszedł pokonany razem ze swymi diabelskimi argumentami. Po tym wydarzeniu nie pokazywał się u mnie przez kilka dni. Dziękowałam za to Panu, bo dzięki nieobecności ojca mogłam nabrać nowych sił”.